Zmierzch targów turystycznych w Polsce?


Za nami dwie najpoważniejsze imprezy targowe, jeśli chodzi o targi turystyczne. I co? I nic. No właśnie. Nuda. Nuda jest najgorszym przeciwnikiem, z którym przyjdzie nam walczyć w "branży marzeń", a tak się stało w Warszawie i Poznaniu tego roku.
Niby nic. Niby tak samo. Ale może właśnie jest dokładnie za bardzo tak samo - te same kapele górali z Żywiecczyzny śpiewające "W murowanej piwnicy ..." (a niby z jakiej racji), standy niewiele się różniące od siebie, sztampowe zapowiedzi z radiowęzła czy wreszcie "niedoróbka" Freda Aster'a wzbudzająca wśród młodszej części populacji turystycznej nieskrywane rozbawienie.
Ale może w dobie technologii cyfrowych, skype'a z jego telekonferencjami video z udziałem wielu uczestników oraz urządzeniami mobilnymi, komunikującymi nas zawsze i wszędzie targi już się przejadły? Chyba jednak nie. Przejadła się formuła i nawyki organizatorów i wystawców.
To, ze można inaczej pokazał region Veneto z udziałem Marka Traczyka (niestety z konkurencyjnego pisma), który pokazał, że Targi to nie tylko biznes, ale święto całej branży z zabawą i humorem. chapeau bas! Panie Marku.
Mnie marzyłyby się targi, na których łączylibyśmy miłe z pożytecznym - profesjonalne konferencje prasowe, możliwość spotkań i wywiadów na miejscu z mniej formalnymi spotkaniami w mniejszym gronie. A wszystko powinno być organizowane i dopinane przed samymi targami, tak by przyjeżdżając na miejsce mieć to zaplanowane. I taka powinna być rola nowoczesnych targów. I mam nieodparte wrażenie, że organizatorzy targów zapominają o tym, a szkoda.
No i kamyczek do ogródka wystawców - stand, LCD i zestaw ulotek to nie dość, by zwrócić na siebie uwagę prasy w tłumie identycznie wyglądających standów z identycznie wyglądającą ofertą. Panie. Panowie. Więcej pomysłów. A szczególnie zawiodłem się na firmach od zakupów grupowych. W końcu marketing to Wasza specjalność!

Komentarze